Do dzisiejszej zbiórki czekałem, nie powiem, ale z utęsknieniem. Tygodniowy okres chorobowej kwarantanny zrobił spustoszenie w moim artystycznym wyrażaniu siebie. Dlatego zaraz po wejściu w warsztatowe mury skierowałem kroki do pracowni Piotrka. Z początku groźnie brakło prądu w warsztacie. Przestraszyłem się, bo cała moja aktywność ległaby w gruzach. Za chwilę jednak prąd wrócił do kontaktu.
Do 11 zacieniowałem prawie całą ścianę prostopadłą do okna. Wszystko trochę jaśniejszym cieniem niż ściana z oknem. Jak na razie nadaje obrazkowi efekt przestrzenności.
Do 12:30 uporałem się z całym obrazem i już kompletnie bez sił siedziałem bez pomysłu na dzień dalszy.
W międzyczasie o 11:30 na obiadową przerwę zawołała zupa jarzynowa, która była dobrym uzupełnieniem do przyniesionych kanapek. I nawet nie czekałem na resztę brygady, która za chwilę wlała się schodami na stołówkę, tylko poszedłem do swojej roboty przy wypalaniu...Udało mi się doprowadzić dzieło do końca i tuż przed wyjazdem herszta pracowni ze Stasiem, odłożyłem oręż na półkę.
I nawet nie wiem, w którym momencie rano widziana szara, czyli zielona choinka, po przerwie obiadowej już była kolorowa, ustrojona w sklejane łańcuchy i cekinowane bombki. Tym sposobem atmosfera świąteczna zagościła w naszym kampusie.
Może przez zmianę rytmu zajęć, wręcz całkowite wykluczenie ćwiczeń z harmonogramu, już o 13:30 nie byłem zdolny do niczego, prócz pisania.
Na koniec dnia ze sprzątanych garnków z kuchni oberwało mi się dokładką zupy, która nic nie wskórała odnośnie mojej siły. W oczekiwaniu na dyliżans siedziałem wpół śpiąco.
W ostatnim przejawie dzisiejszego mojego warsztatowego życia, pokierowany ciekawością wspiąłem się na piętro do pracowni plastycznej, gdzie nie dzieją się takie ważne rzeczy jak w zeszłym roku. Tak samo w holu po odstawianych w zeszłym roku jasełkach, dziś został tylko cień, czyli figura Maryji i Józefa wycięta z papieru. Myślałem, że ominęły mnie przygotowania do jasełek. Lecz tym razem to tylko taka wystawa.
Write a comment