Dziś po raz kolejny rozpoczął się turnus rehabilitacyjny w Polanice. Jako już stary kuracjusz, czekałem cierpliwie do pani doktor, która przyjmowała nas ustawionych pod gabinetem jak do dentysty. Nawet sprawnie szło zlecanie zabiegów. W moim przypadku było to po prostu przepisanie zabiegów z poprzedniego turnusu, a u innych chyba więcej było do myślenia, bo wydaje mi się, że dłużej spędzili czasu w gabinecie. Udało mi się dostać na badanie z początku, więc żeby nie robić sztucznego tłoku w poczekalni, poszedłem na dół, by przywitać salę gimnastyczną, tzn. rehabilitantów, a przy okazji przećwiczyć zestaw jogi.
Tam już zidentyfikowany na progu przez Kasię, rozłożyłem swój warsztat, czyli kartkę z zapiskami i zacząłem ćwiczyć. Właśnie Kasia mówiła, że dołączy do moich ćwiczeń, jednak obowiązki nie pozwoliły na chwilę wytchnienia. Za to ja bardzo fajnie dotleniłem mózg tymi ćwiczeniami i nawet wygoniłem ból z pleców, który wszedł mi jakiś czas temu. Nie zdążyłem zrobić całej serii, bo zostały mi 2 ćwiczenia i zawołany zostałem do karety.
Wróciliśmy do warsztatu, gdzie powitani zostaliśmy grochem z kapustą, po czym poszedłem do pracowni Piotrka i wyznaczyłem wzór na skrzydłach orła.
Wziąłem rzeźbę do domu wzbogacając Warsztat odpowiednią kwotą.
Chociaż spóźniony mój powrót na łono warsztatowej Rodziny, wydaje mi się udany.
Write a comment