zaniedbane obowiązki

Od kilku dni nękany przez Paulinę z powodu zmiany rytmu zajęć i omijania sali gimnastycznej, wreszcie dziś powróciłem do utrwalonej kolejności, Może gdyby Piotrek nie pojechał z częścią załogi w odwiedziny do Warsztatu na ul Kryształowej , kotwica zahaczyłaby o otwarte drzwi do jego pracowni. Ale tym razem musiałem dalej trzymać ster i sala gimnastyczna okazała się docelowym portem. Tutaj przerobiliśmy z Marzenką serię jogi. Obok nie było dużo miejsca, bo na UGULu wisiał Paweł, rowerek zajęła Edytka, w międzyczasie niczym szybowiec, z rozstawionymi rękami uciekał z treningu Zbyszek. 

Następnie trafiłem do pracowni plastycznej, gdzie wcześniej przerysowałem orła z polskiego godła. Pierwsza próba-moim zdaniem nieudana-leży na stole. Drugie podejście do bielika albo zostawiłem w pracowni u Piotrka, albo w domu.Tak czy siak do rzeźby nawet przymierzyć dziś nie mogłem się. Ale i tak muszę najpierw zorganizować kawał dechy...

A na plastyczne wyrażenie siebie dziś nie miałem pomysłu. Niby powinno mi pomagać w inwencji twórczej kameralne towarzystwo, a tu nawet podwójna porcja zupy-krem z buraków nie wskrzesiła siły. Ale jak tak rozglądałem się po sali, we wszystkich nas nie widać dziś wigoru. Taki odpoczynek pokłótych palców, skoncentrowanego wzroku, napiętych rąk i rozbieganych myśli. Wszystko w zwolnionym tempie. Nawet Asia Brzoza, której zawsze wszędzie pełno, dziś spokojnie siedzi w kąciku i nawet nie strofuje mnie, że nie przejawiam animuszu.

Pod koniec zmiany Agnieszka dzieliła fajnym podkoszulkiem i super spodniami. 

Oderwała mnie od lektury "Miłości ich życia". Przymierzyłem i jak na mnie szyte.

Write a comment

Comments: 0