Dwutygodniowy post

Wyposzczeni w kontaktach towarzyskich, ze zmienionym podejściem do obowiązków, wreszcie dziś, po dwutygodniowej przerwie spotkaliśmy się na terapii.

Mój dzisiejszy przejazd pociągu obejmował tylko dwie stacje. Choć można powiedzieć, że trzy, bowiem posiłek był na kolejnym peronie.

Lokomotywa zaprowadziła mnie najpierw na stację w sali gimnastycznej, gdzie jako wagon pojechała ze mną Marzenka. Tam przerobiliśmy półgodzinną serię ćwiczeń. Dalej tory poprowadziły nasz pociąg do sali plastycznej, gdzie dołączyliśmy do składu Ewy, Ani, Piotrka, Asi, Edyty i Zbyszka. Jak zwykle, nasze dróżniczki, Kasia i Ania, z uśmiechem zawiadywały ruchem na sali, przestawiały zwrotnice i dysponowały naszym czasem w zsynchronizowany sposób. Nie obyło się bez terapii śmiechem. Marzenka przydzielona została do wycinania ozdób z papieru, a ja już dzisiaj przymierzyłem się do Maryi z Dzieciątkiem. Na razie obrysowałem kontury czarnym flamastrem... I gdy już myślałem, że koniec konturowania, zobaczyłem brak koron na obrazie. Musiałem więc dorysować, co wcale nie było takie łatwe, by wymierzyć i równo podzielić rogi w koronie.

Do Piotrka zdążyłem trafić, ale tylko na chwilę, by wziąć od niego sztalugę. Przygotowałem sobie warsztat i już jutro zacznę malować. Moja promotorka mówi o tym przedsięwzięciu, że zajmie mi jakieś 2 dni. Ja nie jestem aż takim optymistą, bo chciałbym starannie wszystko pomalować. Dobrze, że nie ciąży nade mną inne zadanie.

W południe nasz pociąg zatrzymał się na stacji obiadowej. Dziś takie przedłużenie wigilijnych klimatów, bowiem kolejny pociąg rozwoził w cysternach barszczyk, a w otwartych wagonach pierogi. Jakby tego było mało świętowaliśmy urodziny Justyny, która zaserwowała na tą okoliczność pyszny placek.

Jako nową pracowniczkę Warsztatu dziś poznaliśmy Karolinę. Jeszcze nie wiem, którą pracownią będzie zarządzać. Dziś nie miałem czasu rozeznać się w terenie...

Write a comment

Comments: 2