Od rana rwetes w kuchni, bo każda pracownia miała za zadanie przygotować potrawę.
Pracownia plastyczna i rękodzielnicza ugotowała wielki gar żurku.
Drużyna komputerowa ugościła nasze podniebienia bułeczkami drożdżowymi z jabłkami.
W kuchni panował nieustanny ścisk.
Nasza ekipa uwinęła się stosunkowo szybko ze wstawieniem zupy, dlatego służyliśmy pomocą innym.
Dwudaniowy obiad i do tego deser!
Na drugie danie prócz kotletów, na talerzu znalazły się surówka marchewkowa, surówka selerowa i do tego ziemniaki. I jeszcze kompot...
Pomimo solidnego posiłku, energia włożona w przygotowywanie nie zregenerowała się we mnie tak szybko. I tak już słaniałem się na nogach. Dlatego zwolniłem się u szefa z wydłubywania szyldu i wróciłem do puzzli. Piotrek, bez nalegania, bym kończył jedno zaczęte zadanie, powiedział - rozumiem - i zwolnił mnie ze stanowiska. Zapewne widać po mnie było zmęczenie i sam nie czułem się na siłach, by działać artystycznie.
Myślałem, że przy puzzlach odprężę się. Trochę ułożyłem stojąc, więcej kompletowałem siedząc, bo już boki bolały mnie od pozytywnego zdenerwowania i nachodzenia się wokół stołów, jednak musiałem dać za wygraną.
Write a comment