Taki zwyczajny dzień, jak wszystkie inne, jednak dla mnie bardzo emocjonujący i to nie tylko z jednego powodu.
Wystartowałem oczywiście na sali gimnastycznej, raczej skróconą serią jogi. Nie wiem dlaczego, tak spieszyłem się, choć w jodze nie jest to zalecane. Chociaż dużo nas było na sali udało mi się wygospodarować kawałek podłogi, gdzie rozłożyłem trzeci materac i zająłem się sobą.
Bezpośrednio z sali gimnastycznej udałem się do macierzystej pracowni, gdzie zajęła mnie dość, praca konkursowa...
I taka, jak na razie nie duża aktywność wystarczyła by obudzić we mnie wielki głód.
I dobrze złożyło się, bo za chwilkę Asia podała rosołek na stół.
W dalszej kolejności Piotrek wyprowadził nas na świeże powietrze, gdzie porządkowaliśmy otoczenie wkoło ogniska. Przy okazji rozpaliliśmy ogień, żeby nam było ciepło. Wyszedł tylko ten, kto chciał,a niewielu było śmiałków. A kto wyszedłnagrodzony był kawałkiem upieczonej kiełbaski.
Na koniec dnia,w obawie, by jakieś niepowołane siły nie zadziałały na moją rzeźbę, spakowałem ją do plecaka i już niedługo będę patrzył w kierunku Zagnańska i widział kościół nawet nocą (bo na ścianie).
Write a comment