23 X
Dziś przygotowania jak do przyjęcia delegacji z zagranicy. Ruch od samego
rana: sprzątanie ostatnich okruszków, wymiatanie ukrytych kurzy i w
końcu strojenie sali, nadmuchiwanie balonów, by w poprzek zawiesić je
pod sufitem na wysokości drzwi. W tej dyscyplinie chyba najbardziej
zasłużony z pośród podopiecznych warsztatu wyszedł Paweł, który
niemalże na dwa razy nadmuchiwał cały balon. Nie potrzebny więc nam
był kompresor. Mój wkład w balonikowanie też był dobry, jak na moje
warunki. Nadmuchałem około 10 balonów, ale i tak musiałem pracować w
zespole, ponieważ w żaden sposób nie potrafiłem zawiązać wylotu.
Próby kończyły się ucieczką powietrza i koniecznością ponownego
pompowania… Dlatego „pracowałem” w zespole z Pauliną, która
wiązała baloniki. Kolejnym zadaniem było zniesienie z góry krzeseł
rozkładanych. Wszyscy nosili krzesła w dwóch rękach, dla równowagi. Ja
musiałem nosić w jednej, bo drugą trzymałem się poręczy…
Podczas samego przygotowania „zużyłem” dwa komplety ubrań, które
przemokły od potu… I znów muszę uzupełnić koszulki w zapasie…
24 X
I wyszedł nam dzień wspaniały, pełen wrażeń… Niestety tylko w
malutkiej części zapamiętany.
Oprócz trochę przedwczesnej imprezy haloweenowej, która tak naprawdę
wypada za tydzień, dziś odwiedził nas zaprzyjaźniony Ośrodek z
Fanisławic.
Do tego dnia przygotowywałem się od wczoraj…
Zaplanowaliśmy, by każdy kto chce, jakoś upiornie przebrał się.
Dodatkowo już na porannym zgrupowaniu Ania malowała chętnych różnej
barwy cieniami do powiek. Innych ochotników „zdobiła” szramami,
szwami i innymi kolorowymi bliznami. Belniańskie opiekunki tak pięknie
wymalowały sobie usta na mocny róż.
A ja po serii próbnego przebierania wczorajszego wieczoru, z pomocą
rodziny, przebrałem się za kata. Do mojego stroju brakowało tylko
odpowiedniego makijażu… Wymalowałem się już na miejscu czarnym
cieniem do powiek.
Cały ten bal spędziłem w kapturze kata, który musiałem podnieść
jedynie przy jedzeniu, którego nie brakowało i w chwilach odpoczynku w
pląsaniu.
Pod koniec imprezy wyciągnąłem kuchni Marzenkę Jasińską, z którą
trafiłem na rockandrollowe granie.
I już na sam koniec przechwyciłem Asię Boszczyk, przebiegającą obok,
dałem DJ-owi płytę i zakończyłem hulanki „Szmaragdową nocą”.
Write a comment