Asysty ciąg dalszy

W zorganizowanej ekipie, tuż po małej rozgrzewce na sali gimnastycznej, wyruszyliśmy pod przewodnictwem Piotrka, do altanki. Dziś wygładzanie i zdzieranie pozostałości kory na belkach.Zrobiłem może niewiele, ale zadowolony jestem z ćwiczeń wykonywanych przy okazji obchodzenia belek dookoła.

Już koło 12 zeszliśmy z frontu na obiad. Poza tym, że próbowałem zagłuszć burczenie w brzuchu szuraniem po belkach, to po mnie od razu widać mniejsze skupienie uwagi. 

W przerwie Asia zeserwowała fasolkę szparagową i do tego ciekawie przecięty kawałek kiełbasy, który upieczony powyginał się jakby w kopytko z jednej i z drugiej strony. Bez dokładki od stołu nie odchodzę, bo w w każdy ruch wkładam dwa razy tyleenergii co "normalny" człowiek. Wydawałoby się,że po tak długim ćwiczeniu na warsztatach coś powinno się zmienić w kwestii mojego pocenia się.Pomimo dużego zrzucenia wagi nadal wody mam w sobie zapas, prawie jak wielbłąd,że w godzinę po fasolce już miałem mokry podkoszulek. A w bagażniku tylko jeden zapasowy... Tak więc pierwszy opuściłem boisko i około 13:30 przyszedłem do sali plastycznej, gdzie próbowaałem reanimować siłę puzzlami, ale te jeszcze bardziej położyły mnie na łopatki.

Write a comment

Comments: 0