Gościna

Dzisiejsze zajęcia tradycyjnie zacząłem od sali gimnastycznej, gdzie już po 40 minutach wykończyłem się dokumentnie. Już zaczynam tęsknić za rowerkiem, bo przez złą kolejność-najpierw ćwiczenia, na rower już nie mam później siły.

Z sali gimnastycznej skierowałem się do rzeźby...ale po drodze minąłem kuchnię i już miałem rozsiadać się przy talerzyku i jeść prowiant, gdy zostałem skarcony za wychodzenie przed szereg. I jak najbardziej właściwe jest czekanie, jedzenie razem i codzienny rytm.

Opłacało się pół godziny zaczekać, bo dziś uczta dla podniebienia. Asia dosłownie ugościła nas jakbyśmy byli delegacją z zagranicy. Na początek pięknie ułożone na talerzykach, niczym stos złotych monet, zostały talarki z ziemniaków, opiekane na oleeju jak frytki. Zaraz za nimi w półmisku, niczym ufo, leciała fasolka szparagowa. Wszystko ukolorowane sałatką pomidorową, stanowiło na talerzu prawdziwy bukiet. Jakby mało było wrażeń naszym podniebieniom, całość można było popić sokiem ze świeżo przeciskanych jabłek.

Po takiej uczcie krótki odpoczynek na kanapie i dalsze obowiązki, czyli rzeźba, przy której nakręciłem się do 13:20.