Umerskie szaleństwa

6 sierpnia

Super dzień!Dyliżans przyjechał po mnie koło 9:30.Ja oczywiście od godziny już niecierpliwiłem się i przestępowałem z nogi na nogę w oczekiwaniu.Wróciłem się na ławeczkę pod domem i w tym czasie podjechał bus.Od razu odbiłem się od ławeczki i pojechaliśmy wesołym autobusem nad zalew do Umeru,gdzie ciepła woda,delikatnie falująca zapraszała do tańca.Nasi instruktorzy wypożyczyli rowerek wodny,część grupy przewieźli na drugi brzeg zalewu i podjechali do naszej stacji.Wtedy wsiadłem ja na rower.Współpedałującym był Piotrek Sobczyk.Na tylnich siedzeniach odpoczywały Ania Rysińska i Teresa.Drugim razem ja,Bartek,Asia Boszczyk i Asia Brzoza zrobiliśmy 4 okrążenia zalewu.I na koniec,niedaleko brzegu zrobiłem slalom między czterema bojami.I dobiłem do brzegu.Nie pozwalając ostygnąć mięśniom,za chwilę wsiadłem na łódź z Bartkiem i ratownikiem i powiosłowałem wzdłuż i wszerz po zalewie.Zawsze marzyłem,by popróbować wiosłowania.Moim jedynym doświadczeniem było pływanie pontonem w Sukowie.Dziś drugie doświadczenie z wiosłami (nie licząc wiosłowania z talerza) i bardzo przyjemnie pobudziłem chyba wszystkie mięśnie.Po tym wysiłku wskazane było uzupełnienie energetyczne,więc wybrałem się z Piotrkiem na kawę do pobliskiego "szynku"tzn.Hotel Restauracja Rudka Pod Jaskółką,w którym panuje atmosfera jak w westernach.

Nie wyczerpany do końca próbowałem z Marzenką pograć w badmintona,ale jednak za mało już miałem siły,by wysoko wzbić lotkę,a i chyba nam na despekt wzmógł się wiatr.Ale może i lepiej,bo prócz zapału do gry,potrzebna była siła,która ze mnie już wyparowała.

Mam nadzieję na wolniejsze tempo jutrzejszego dnia,bo dziś usypiam na stojąco.

 

7 sierpnia

Wyszedłem godzinę przed odjazdem i siedząc na ławce przed domem dopracowałem wiersz chyba z niedzieli... Nie gorąco i nie zimno, więc czekać mogłem spokojnie. Ptaki rozkrzyczały się w harmonijnym trelu, a zieleń dookoła z gdzieniegdzie przebijającymi się kwiatami wprowadzała w trans niemal medytacyjny. Ciekawe czy mój plan się ziści.
Od wczoraj nie dawał mi spokoju szkic, a nawet dopiero jego zarys w głowie, na kolejny obraz.Obszedłem palcem po albumie charakterystyczne miejsca kielecczyzny. Ale przemalowywanie ze zdjęć chyba mija się z celem? Mama wpadła na super pomysł, by namalować coś w plenerze, z natury, ewentualnie dokomponować kawałek ze zdjęcia. Dziś wyjdę na podwórko i pomaluję belniańskie klimaty. Ciekawe czy mój plan się ziści?
(...)
Jednak dzień obrał inny obrót.
Najpierw seria ćwiczeń u Pauliny. Potem nastała przerwa na zupę grzybową, której kocioł wyczarowała Asia.Jak zobaczyłem zupę to nie miałem już siły czekać na makaron i zjadłem z chlebem. Wtórował mi Piotrek. Najadłem się niesamowicie i po tym musiałem zrobić 8 rund wkoło szkoły szybkim spacerem. Za mną wylecieli Grzesiek z Bartkiem i miałem towarzystwo. Zrezygnowany, że nie mam źródlanej wody poszedłem do plastycznej. Tak jakby myśl zmaterializowała się, bo oczom moim tuż przy krześle ukazała się woda. I nie była to fatamorgana.
Ugasiwszy pragnienie zacząłem przerysowywać mój niedoszły Zodiak na płótno.I gdybym zapełnił całe płótno to już zacząłbym malować. Ale zostało mi jeszcze miejsca na jedno zwierzę. Jutro więc dalsze komponowanie i może zacznę już kolorować.
Dziś dotarły opakowania puzzli:3x1000 i 1x2000 części. Jeśli uda mi się namalować w miarę szybko Zodiak to z pewnością zajmę się puzlami. Ale chyba z tydzień muszę czekać.
I jeszcze na sam koniec dnia zaangażowany zostałem do opisu wczorajszego dnia. Wspólnymi siłami z Marzenką przypomnieliśmy sobie wczorajsze atrakcje.

Write a comment

Comments: 2
  • #1

    sex telefon (Tuesday, 17 January 2017 21:22)

    zatajając

  • #2

    wróżka (Friday, 20 January 2017 19:08)

    sort