Słów kilka o tolerancji

Zabierając Tereskę, normalnym jest, że trzeba nawrócić, a nie jechać dookoła świata. I gdy Stasiu już prawie nawrócił, na ulicę wybiegli państwo z taaaką buzią, żeby przed nimi nie nawracać. Nie wiem, czy przeszkadza im emblemat wózka inwalidzkiego na samochodzie, czy zazdroszczą nam życia? I ciekawe czy pozwoliliby karetce nawrócić, gdyby do któregoś przyjechała? W moim przypadku rzutowało to na cały dzień. Ale próbując uciec przemyśleniom, jakich nietolerancyjnych ludzi musimy spotykać na drodze oddałem się pod opiekę warsztatu.
Zacząłem wejściem na salę gimnastyczną, gdzie wreszcie rozłożyliśmy stół do ping-ponga. Odprężyliśmy się chwilę, grając we dwóch przeciw Piotrkowi i wkrótce zszedłem z kortu, by poćwiczyć na drugi - tym razem już dobry - początek. Dalej sił przy stole próbowali Damian i Karol i nawet na chwilę z rakietką stanęła Paulina.
Dalej "rozbiegałem" się nie tyle treningowo, ile za głową, bo choć teoretycznie wiedziałem, jak drukować, to w pierwszej próbie okazało się, że trzeba czcionkę pokolorować, bo brakło czarnego tuszu... Za drugim podejściem czcionka okazała się za mała na drewniany ryt wielkiej księgi. Aż wreszcie przyprowadziłem Marzenkę, która popchnęła do przodu moje starania. Gdy wydrukowałem "Ewangelię"przystąpiłem do rytowania, lecz nadal wydają się litery za małe. I wciąż zastanawiam się nad ich wykończeniem. Nie chciałbym posiłkować się naklejaniem drukowanego tekstu, bo straciłaby księga na wyrazie. Muszę wymyślić metodę dobrego wykonania własnoręcznego.
Razem wyznaczyliśmy linie sugerujące strony księgi i Piotrek zaznaczył je.
Jak zawsze za krótki dzień, bo nie chciało się jeszcze wychodzić...   

Write a comment

Comments: 0