Tragikomedia odsłona pierwsza

Dzień zapisany nutką tragizmu, ale oczywiście z humorem, bo odnoszącą się do mnie.

Była chwila na ćwiczenie piosenki, którą wymyśliłem na Dzień Kobiet, dla pięknej strony warsztatu, po której zadzwonił dzwonek na przerwę śniadaniową. Nie świadom, co w ogóle ma nastąpić, położyłem plecak obok stolika i z zapałem dobrałem się do mojej sałatki. Następnie na talerze wjechał żurek, po którym zebrałem talerze na jedną kupkę i pech chciał, że przysiadłem, przed wyjściem z progu. I to mnie zgubiło... Siadając, mój plecak chwycił mnie za nogę i powiedział „dokąd”, a ja nie mogąc wyplątać się upadłem, jak kłoda, twarzą na podłogę. Zdążyłem się wyprężyć przez co uchroniłem oblicze, ale dwa talerze z 8 nie wytrzymało napięcia. Poza tym lekko stłukłem łokcie.

 

Gdy w domu opowiadałem całą sytuację – uśmialiśmy się jak z dobrego kawału. Domownicy przyzwyczajeni do moich przygód, ale tego chyba jeszcze nie grałem.

 

Write a comment

Comments: 0